kocio

napisał o Barany. Islandzka opowieść

To by nie był taki zły film, gdyby minimalizm scenariusza go nie przytłoczył. Na pewno ucieszyłbym się też, gdyby dramat był głębszy albo gdyby humoru było więcej (a przecież widać po kilku scenach, że reżyser ma poczucie humoru - zwłaszcza w scenie pod kliniką!). Błąd techniczny polegał na unikaniu emocji bohaterów - nie mogliśmy z nimi pobyć, żeby się wczuć (znów - poza nielicznymi wyjątkami). Zdjęcia żadne tam wysmakowane. No i wyszło dzieło zjadliwe, ale nie pociągające. Szkoda, akurat miałem nastrój na bardziej ambitne kino, ale jednak nie takie zgrzebne.

Zachęciłeś mnie tak, że muszę ten film obejrzeć. Mam tak, że jak jedziesz po jakimś filmie to okazuje się zajebisty. I odwrotnie - jak coś chwalisz, to okazuje się niezłe gówno. Proszę cię - pisz więcej.

A to smacznego. =}

Staram się pisać zawsze jak coś obejrzę, tylko krótko, bo nie mam aż tyle wrażeń do opowiadania ani czasu na pisanie.

No trudno, żeby ze skandynawskiego filmu wylewały się emocje. ;) To nie tyle błąd techniczny, co taka a nie inna mentalność:) Czarnego humoru faktycznie mogłoby być więcej.

Ale np. Kaurismäki jakoś potrafi przekazać mnóstwo emocji i humoru w ramach tej samej mentalności. U niego bardziej reaguję, tu bardziej się gapiłem i czekałem na rozwój akcji.

Ok, z tym że kino fińskie nie jest kinem skandynawskim i ta mentalność też nie jest do końca taka sama, nawet jeśli z naszej perspektywy podobna. :)