kocio

napisał o Paterson

Piękny film, wzruszający i zabawny. Nie spodziewałem się czegoś tak dobrego, raczej prostego "snuja" o tym, że życie jest, a raczej może być poezją. I to fakt, to jest główna warstwa filmu. W tym Jarmusch odszedł od swoich starych filmów - tam pokazywał dziwactwo życia, tu dziwaczności schodzą na dalszy plan, liczy się głównie zachwyt i kontemplacja. Zachwycą się i nowi nieco wrażliwsi widzowie, bo wygląda trochę jak obrazek na Sundance, ale fani starych komedii tego autora nie mogą narzekać - ludzie nadal są dziwni, pod drobnymi gestami drzemią słabo ukrywane wulkany emocji, a mowa słabo się sprawdza jako sposób na porozumienie. Takich smaczków dla fanów jest przynajmniej kilka. Dowcipem jest choćby samo miejsce - amerykańską prowincję pełną gębą mamy rzut beretem od Nowego Jorku; czarno-białe filmy, o których wspominają bohaterowie jako o uroczym anachronizmie, kręcił przecież sam Jarmusch; wreszcie japoński akcent jako synonim obcości. "Paterson" to świetna ewolucja mistrza.