kocio

napisał o Baby Driver

Dosyć dziwny film, ale to dzięki temu właśnie na niego poszedłem, bo niby to kino letnie, ale jednak z artystycznymi smaczkami. Wstęp można oglądać wielokrotnie, bo jest spójną fabularno-montażowo-muzyczną całością i faktycznie trudno nie uznać tego za teledysk. Potem już nie jest tak fajnie, bo główny bohater przestaje być taki tajemniczy, a to jest postać ikoniczna, powiedzmy jak Koleś z "Big Lebowski". Pogłębiać go oznacza pozbawiać go tej aury niezwykłości. I choć jest w filmie jeszcze kilka scen naprawdę synchronicznych, to nie jest tak dopieszczone jak wynikało z recenzji - nie pogardziłbym tą domieszką sztuczności, bo ona właśnie powoduje opad szczęki, a nie gangsterska pulpa (Tarantino ograł ją dużo lepiej). Spacey nie wypalił aktorsko - jest groźny niby wujo chrzestny, do ojca chrzestnego brakuje mu dużo, a szkoda, bo mógłby uwiarygodnić napięcie. Cóż, na deser zostaje miks "Was he slow?" - krótkie, pyszne dziełko. Ciekawy film (i zakończenie), ale jednak w klasie średniej.